Jest to historia mojej postaci w Jedi Order, czyli jak mówi nazwa Zakonie Jedi.
Niedawno tam dołączyłam i na prośbę mojej Mistrzyni napisałam historie Resmi Kothari, czyli mojej postaci w tym właśnie zakonie. Jak niektórzy z Was mogą się domyśleć, jest to tematyka Gwiezdnych Wojen, więc niektórzy mogą nie lubić tej tematyki, ale i tak zachęcam do przeczytani. A może zmienicie zdanie :D.
"Historia Resmi Kothari"
Moje dzieciństwo pamiętam bardzo dokładnie.
Miałam dziesięć lat. Razem z rodzicami,
starszym bratem Cobenem i młodszą siostrą Arianą mieszkaliśmy w jednej ze skalnych jaskiń na planecie Doan.
Nie
było tam czysto, ładnie ani nawet wygodnie, ale byliśmy przyzwyczajeni. Ojciec
od rana do nocy pracował razem z innymi górnikami a mama bawiła się z nami w
miejscu, które nazywaliśmy domem. Często opowiadała nam o pięknej planecie
Naboo, na której kiedyś przypadkiem się
znalazła. Wtedy miałam tylko jedno marzenie, żeby kiedyś tam polecieć.
Każdy
dzień wyglądał tak samo. W ciągu dnia siedzieliśmy w domu, pomiędzy zimnymi
skalnymi ścianami a w nocy, kiedy wszyscy już zasnęli razem z Arianą wymykałam
się na zewnątrz pooglądać gwiazdy, o ile było je widać.
Pewnej
nocy byłam niespokojna, wcześniej śnił mi się dziwny sen, jakby obrazy.
Najpierw widziałam kobietę, przypominała moją mamę, ale była dużo młodsza. Była wtedy na pewnej
planecie pełnej drzew i bardzo dziwnych zwierząt. Później obraz się zmienił
była na pięknej planecie, pełnej zieleni i pięknych widoków. Potem pojawił się
już tylko jeden obraz moja matka, brat i ojciec na planecie, na której teraz
mieszkaliśmy . Wtedy się zbudziłam. Nie umiałam zasnąć z powrotem. Miałam
dziwne przeczucie, że stanie się coś złego, coś co wszystko zmieni.
Nie
mogąc zasnąć ubrałam się w ciepłą kurtkę i wyszłam na zewnątrz, tak, żeby
nikogo nie zbudzić. Od razu poczułam chłód nocy. Stałam dokładnie w tym miejscu co zwykle i
patrzyłam w przestrzeń. Na niebie nie było żadnych gwiazd. Czułam, że coś się zbliża. Wiedziałam, że to
coś strasznego.
Chciałam
już wrócić do domu, i właśnie wtedy wszystko się zaczęło.
Najpierw
poczułam coś strasznego, moje ciało ogarnęła nagła nienawiść. Miałam ochotę iść
prosto przed siebie i zabijać wszystkich dookoła. Z wielkim trudem jednak
oddaliłam od siebie to okropne uczucie. Wtedy usłyszałam wielki huk, coś
wybuchło.
Wystraszyłam
się i pobiegłam z powrotem do domu. Tam przeżyłam szok. Na samym środku podłogi
leżało zakrwawione ciało mojego ojca a
tuż obok ciało matki. Zaczęłam płakać, podbiegłam do pozbawionego życia ciała
mamy, uklękłam obok niej i przytuliłam do jej piersi zapłakaną twarz. Szybko
jednak się odsunęłam, gdy poczułam pod tkaniną jej ubrania coś twardego.
Pociągnęłam za sznurek zwisający z jej szyi i na dłoń wypadł mi nieduży okrągły
medalion. Było to koło, w środku którego był jakiś znak, jakby słup światła
otoczony czymś w rodzaju skrzydeł. Zabrałam medalion, po czym ucałowałam czoło
matki i wstałam. Nigdzie nie widziałam Cobena
ani Ariany. Pobiegłam więc wzdłuż długiego korytarza, prowadzącego w dół
wykopów. Usłyszałam wrzask trzyletniej siostry. Pobiegłam szybciej. Ariana
siedziała przerażona i skulona w koncie. Po chwili dopiero zrozumiałam
sytuację. Do mojej siostry wolno podchodził z zakrwawionym dziwnym narzędziem w
ręku trzynastoletni chłopiec.
-
Coben!- krzyknęłam do niego, ale on nie zareagował.
Kiedy
już stał o krok przed zrozpaczoną dziewczynką i podnosił narzędzie do góry by
zadać ostateczny cios, nagle z impetem poleciał na przeciwległą ścianę. Od siły
uderzenia umarł. Wtedy uświadomiłam sobie całą prawdę. To ja go zabiłam. Jakaś
dziwna siła przepłynęła przeze mnie i uderzyła w mojego brata. Po policzku
spłynęła mi łza.
-
Resmi on tego nie chciał!- wołała moja zapłakana siostra wstając i podbiegając
do mnie- Kiedy Cię nie było, do domu przyszedł zły pan, Coben spał a ten pan
coś do niego mówił. A później sobie poszedł.
Nie
rozumiałam tego, jak i dlaczego ktoś to zrobił. Z zapłakanej wypowiedzi
rozhisteryzowanej siostry zrozumiałam jeszcze tylko tyle, że Coben oszalał i
zaczął zabijać rodziców.
- Wiem,
że nie chciał. On taki nie był.- Przytuliłam siostrę i uspokoiłam- Chodźmy stąd- zabrałam ją i poszłyśmy.
******
Wracając
obok nieżywych rodziców ogarnął mnie smutek. Ariana wyrwała swoją małą rączkę z
mojej dłoni i zapłakana pobiegła w stronę rodziców. Stałam bez ruchu i
patrzałam na tą scenę. Ariana klęczała obok mamy i płakała. W tym czasie podeszłam
do ściany przy której leżało kilka naszych rzeczy i je zabrałam.
-
Chodźmy…-odwróciłam się i już chciałam zabrać siostrę, kiedy zdałam sobie
sprawę z tego, że leży martwa na ziemi.
Podbiegłam
do niej.
-
Ariana, Ariana zbudź się !- krzyczałam do niej. Miałam nadzieję, że wstanie i
pójdzie ze mną, jak najdalej od tego miejsca.
-Ona
już nie wstanie- dziwny, mroczny głos przeraził mnie.
Wstałam
i popatrzyłam w stronę wyjścia. Stał tam niski mężczyzna w ciemnym stroju. Miał
okrągłą, prawie łysą głowę, mocno posiniałe żółte oczy, jakby nie spał już od
kilku tygodni. Miał na sobie luźną bluzę z kapturem i długie ciasnawe spodnie,
a do pasa na biodrach przypięte różne urządzenia.
-Kim
jesteś? -stałam nieruchomo niepewna co mam zrobić, uciec czy podejść do niego.
Nie wiedziałam dlaczego, ale nie bałam się go. Wiedziałam tylko, że jeśli
chciałby mnie zabić jak moją siostrę już by to zrobił. Ten jednak nie
odpowiedział, popatrzył tylko na medalion zwisający z mojej dłoni.
- Skąd
to masz?- patrzył na mnie groźnie. Przestraszyłam się, ale bardziej bałam się
ruszyć. Zastygłam w miejscu.
-
Ja.. znalazłam to- z nadzieją na ratunek spojrzałam w stronę nieruchomych ciał.
Po moim policzku spływały łzy.
-
Czy ty w ogóle wiesz co to jest?
Nie
odpowiedziałam.
- No
jasne, że nie, dlaczego ktoś taki jak ty miałby rozpoznać symbol Jedi.
-Jedi?
-
Chodź ze mną to to wszystko Ci powiem.
Chciałam
znać odpowiedzi. Chciałam wiedzieć kim prawdopodobnie była moja matka. Poszłam
za nim.
******
Na zewnątrz
wszyscy szaleli. Po drodze dowiedziałam się, że Jedi nazywają siebie strażnikami Galaktyki i Senatu Galaktycznego, i uważają
się za mądrych i niezwyciężonych.
-Chcę
być jak oni- pomyślałam.
Mężczyzna
chyba wyczuł to , o czym myślałam, bo zapalił swój miecz świetlny i wycelował w
moją pierś
- Nigdy nie będziesz Jedi.
Ogarnął
mnie strach, byłam tak przerażona, że nie potrafiłam się ruszyć. Stałam tak
nieruchomo dobre kilka minut, kiedy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mój
niedoszły zabójca leży martwy na ziemi. Nie wiedziałam co się stało ale
dziękowałam w duchu, że nadal żyję. Uciekłam.
*******
Zasapana
wbiegłam na pokład jakiegoś statku. Gdy tylko przekroczyłam próg włączył się
alarm. Syrena wyła tak głośno, że rękami zakryłam uszy. Nagle wycie ustało a
przede mną stała jakaś kobieta i patrzyła na mnie. Gdy na nią spojrzałam
kucnęła i położyła mi dłoń na ramieniu.
-
Czego tu szukasz?- kobieta patrzyła na mnie i uśmiechała się
-
Ja… czy ten statek jest pani?
-
Tak, nazywam się Cornelia, a ty?
-
Jestem Resmi, czy mogłaby pani zabrać mnie stąd dokądkolwiek, kiedy będzie pani
odlatywała, ja nie chcę tutaj zostać..-
zaczęłam płakać- tam jest zły człowiek, on zabił moją rodzinę i chciał zabić
mnie, błagam niech mnie pani zabierze…
-
Spokojnie, dobrze polecisz ze mną tylko uspokój się już- kobieta przytuliła
mnie i czekała aż się uspokoję. Kiedy już przestałam płakać kobieta
zaprowadziła mnie do kabiny pilota.
Usadziła
mnie na jednym z foteli i zapięła pasy, po czy sama usiadła na drugim i zaczęła
klikać po pulpicie.
- A
powie mi pani dokąd polecimy?
- Na
Naboo
Zatkało
mnie, nigdy bym nie przypuszczała, że moje marzenie spełni się w dniu, w którym
umrze moja rodzina. Usiadłam wygodniej na fotelu i przycisnęłam do piersi
medalion
-
Znajdę Jedi i kontynuuję to co zaczęła mama- szepnęłam i zamknęłam oczy.
Zasnęłam.
******
Przez
następne pięć lat mieszkałam z Cornelią na Naboo, w krainie jezior. Byłam tam
szczęśliwa, ale mimo to co wieczór wychodziłam na balkonik, patrzyłam w gwiazdy
i myślałam o mojej rodzinie i o Jedi, których musiałam odnaleźć. Przez te
wszystkie lata nigdy nie zdejmowałam z szyi medalionu należącego wcześniej do
mamy. Cornelia wiedziała czego chcę i obiecywała, że gdy tylko będzie miała
jakieś informacje dotyczące Jedi, to pomoże mi ich znaleźć.
Stałam
tak oparta o drewnianą poręcz i wyobrażałam sobie dzień, w którym dołączę do
Jedi.
-
Resmi kolacja!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Cornelii.
Poszłam
więc do salonu i usiadłam do zastawionego już naczyniami stołu. Stół był mały i
kwadratowy, a Cornelia siedziała naprzeciwko mnie. Przez kilka minut nie
odrywała ode mnie wzroku
-
Coś się stało? Jesteś jakby smutna
-
Nie, wszystko w porządku- Moja opiekunka uśmiechnęła się do mnie i palcem
wskazała mi kopertę leżącą na stole.
- Co
to?- wzięłam kopertę w dłoń i spojrzałam na kobietę
-
Dziś rano zdobyłam informację na temat miejsca pobytu Jedi- byłam tak
zaskoczona, że nie potrafiłam nic powiedzieć. Zawsze marzyłam o tym dniu a
jednocześnie miałam wrażenie, że już nigdy nie znajdę rycerzy strzegących
Galaktyki. Kiedy tylko odzyskałam kontrolę nad ciałem wstałam, podeszłam do
Cornelii i uściskałam ją
-
Dziękuję, dziękuję, dziękuję
Kobieta
odwzajemniła mój uścisk
-
Nie ma za co skarbie. Kocham cię- Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo przywiąże
się do kobiety, która zabrała mnie z piekła na Doan.
- Ja
też cię kocham.
Choć nigdy nie zapomniałam o mojej matce,
przez te pięć lat Cornelia stała się częścią mojej rodziny i traktowała mnie
jak córkę, której nigdy nie miała a ja kochałam ją za to jeszcze bardziej.
- No
zjadaj kolacje i idź spać jutro czeka cię długa podróż
-
Już jutro?- Stałam o krok od opiekunki i patrzyłam na nią ze łzami w oczach-
Ale nie mogę Cię tak nagle zostawić samej, nie po tym wszystkim co dla mnie
zrobiłaś. Uratowałaś mnie przed śmiercią na Doan..
-
Pamiętam, ale nic się nie martw ja sobie sama poradzę, cieszę się, że byłaś ze
mną przez tyle czasu, ale już czas, żebyś spełniła swoje marzenia musisz tam
polecieć i to jak najszybciej.
Znów
ją przytuliłam a później wróciłyśmy do jedzenia kolacji.
Kiedy
poszłam po kolacji do swojego pokoju
spakowałam się i poszłam spać. Nazajutrz Cornelia odprowadziła mnie do
statku, którym kiedyś latała. Dobrze pamiętałam dzień, w którym tym statkiem
przyleciałyśmy na Naboo. Kiedy już spakowałyśmy bagaże jeszcze raz za wszystko
jej podziękowałam, pożegnałam się i weszłam na statek do sterowni. Na szczęście
Cornelia kilka lat wcześniej nauczyła mnie pilotażu, więc wstukałam na pulpicie
dane Yavinu IV i poleciałam.
******
Przespałam
prawie cały lot, zbudziłam się dopiero na sygnał o lądowaniu. Przeczytałam, że
jestem już na orbicie Yavinu IV.
Kiedy
statek wylądował spokojnie wyszłam. Na spotkanie mi wyszła kobieta. Wyglądała bardzo zabawnie.
Jej twarz wyglądała jakby była umalowana przez profesjonalistę, na oczach miała
piękny odcień fioletu. Górną wargę miała całą pomalowaną a na dolnej namalowany
jakby mały rożek. Miała krótkie włosy spięte z tyłu w kucyk. Była ubrana w
wygodne szaty Jedi, do pasa na biodrach przypięte różne rzeczy.
- Witaj-
podeszła do mnie- Nazywam się Justine Helfire a ty?
Stałam
w nią wpatrzona, jakąś częścią siebie przypominała mi tamtego mężczyznę z Doan
- A
tak, nazywam się Resmi Kothari, przyleciałam tutaj z Naboo, żeby dołączyć do
Jedi- Zauważyłam, że ona również nosi jakiś medalion.
- To
super Rada się ucieszy- kiedy się uśmiechnęła już wiedziałam, że dobrze
trafiłam – Dziękuję Cornelio- pomyślałam w duchu.
Zabrałam
ze statku rzeczy i ruszyłam razem z Justine w głąb wielkiej puszczy do Świątyni
Jedi. Tak rozpoczęła się moja przygoda.
I..? Jak Wam się podoba?
Dopiero od niedawna zaczęłam pisać opowiadania i jestem w tym jeszcze cienka, dlatego byłoby mi miło gdybym przeczytała opinię od kilku osób, żeby wiedzieć co myślicie o mojej literaturze.:DI jeśli ktoś z Was ma jakiś pomysł na fabułę opowiadania to chętnie przyjmę propozycję:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz